
Na szczęście z wiekiem człowiek idzie po rozum do głowy i krok po kroku te priorytety przestawia.
Dzięki temu ostatnio sięgnęłam właśnie po "Dziewczynę z pociągu", bo naczytałam się ochów, achów i, jak to ja, musiałam sprawdzić, czy są słuszne i nie na wyrost.
Czytanie rozpoczęłam w piątek wieczorem. Postanowiłam zacząć od 1-2 rozdziałów. Przeczytałam spokojnie i nie powiem, żebym nie mogła się oderwać. "Książka, jak książka" - pomyślałam - "nic nadzwyczaj trzymającego w napięciu".
Zostawiłam więc lekturę na sobotę.
Od rana, strona po stronie, rozdział po rozdziale zostałam wciągnięta w fabułę. Czytanie książek z kryminalnym motywem ani trochę do mnie nie pasuje, więc sama się sobie przyglądałam z ciekawością podczas lektury. W trakcie przerw na jedzenie rozmyślałam o poruszonych wątkach, próbowałam rozwikłać przewodnią zagadkę.
Podoba mi się to, że autor zupełnie nie naprowadza czytelnika na właściwy trop, a raczej pięknie wodzi go za nos. Byłam zagubiona jak dziecko we mgle i mówię to z satysfakcją.
Aż w pewnym momencie mnie olśniło. Przeczytałam jedno lub dwa zdania, dodałam dwa do dwóch i już wiedziałam, jaka jest prawda. W tym momencie akcja książki zaczęła znacząco przyspieszać i autorka bez zbędnego ociągania się zmierzała wartko do potwierdzenia mojej hipotezy.
Po przeczytaniu książki czuję dużą satysfakcję, mój czytelniczy głód został zaspokojony, a wyobraźnia na nowo się rozszalała. Cudownie jest błądzić po rozległych łąkach własnych myśli szukając odpowiedzi.
Podczas czytania zapominałam o świecie zewnętrznym, a bijący na wieży zegar uświadamiał mi, jak szybko mija czas.
Jeszcze ktoś jeszcze nie czytał (może są wśród Was takie jednostki jak ja :D), to mogę polecić. Fajna lektura na jesienne wieczory.
*Zdjęcie okładki pochodzi z serwisu virtualo.pl, na którym wynajduję książkowe perełki
Komentarze
Prześlij komentarz