Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2017

Torebkowe must have - książka? Naprawdę? "Don't sweat the small stuff" (Richard Carlson)

Podobno są takie książki, które trudno oddać do biblioteki, sprzedać, pożyczyć komuś do przeczytania. Ja właśnie taką skończyłam dzisiaj czytać. Zupełnie się nie spodziewałam, że to właśnie ta pozycja będzie pasowała do powyższego opisu. Raczej nastawiłam się na kolejny poradnik z bzdurami i banałami. A tu proszę, niespodzianka. Mowa o: Byłam przekonana, że rzucę ją równie szybko, jak po nią sięgnęłam, a prawda jest taka, że nie mogłam się doczekać, kiedy znów zacznę czytać. Czytałam w oryginale i uważam, że warto sięgnąć właśnie po wersję po angielsku. Język nie jest zbyt skomplikowany i czyta się bardzo dobrze. Książka zawiera 100 podrozdziałów, z których każdy opowiada o czymś, na co warto zwrócić uwagę, jeśli chcemy mieć łatwiej w życiu. Łatwiej pod każdym względem - w relacjach, w pracy, w społeczeństwie. Autor nie owija w bawełnę, nie tworzy przydługawych akapitów, żeby zwiększyć objętość książki. Każde słowo jest na miejscu i jest potrzebne. To nie jest ksią

Wdech, wydech, odpuść.

Dziś będzie mała historia z życia wzięta. Dwa lata temu startowałam jako kandydatka do pewnego projektu. Mimo przekonania, że się dostanę, wszystkich sił włożonych w autoprezentację i bardzo pozytywnego nastawienia usłyszałam od niechcenia rzucone: "ech, nie, nie w tym roku." Próbowałam się dowiedzieć, czego zabrakło, co miało wpływ na taką decyzję, ale spotkałam się ze ścianą i głuchą ciszą po drugiej stronie adresu mailowego. Przez cały rok po tym wydarzeniu zaciskałam zęby i walczyłam z poczuciem porażki. Gryzła, natrętna. Nie chciała odpuścić. Czułam się przegrana, niedoskonała, niedostatecznie zdolna i odrzucona. Czułam, że noszę w sobie jakiś defekt. Niełatwo było się z tym pogodzić i nigdy się z tym nie pogodziłam. 12 kalendarzowych miesięcy minęło, a mi nie przeszło. Co zrobiłam? Oczywiście wystartowałam jeszcze raz, 12 miesięcy po pierwszej próbie. Trochę wbrew sobie. Nie podobało mi się to, jak mnie potraktowano za pierwszym razem, ale mimo wszystko chciał

Więcej, więcej, jeszcze więcej.

Kiedy w końcu będziemy szczęśliwi? Wtedy, gdy nowe auto zaparkuje w naszym nowym podziemnym garażu? Wtedy, gdy sprzątaczka odmelduje się po całym dniu zostawiając za sobą kwiatowy zapach i idealnie wykrochmaloną pościel? Czy wtedy, gdy drugie auto zaparkuje koło pierwszego w pałacu, na który zamieniliśmy naszą willę? A może wtedy, gdy mąż wyląduje helikopterem na dachu naszego pałacu po pracy? Wiecie, gdzie jest szczęście? Tu i teraz. Jeśli mając to co masz jesteś nieszczęśliwy, to auto, willa i sprzątaczka tego nie zmienią. Bardzo wielu z nas szuka szczęścia w dobrach materialnych, w posiadaniu, w pokazywaniu sąsiadowi, kto ma większą kosiarkę na baterie słoneczne. A później zamyka się w tej willi, zostawia tę kosiarkę w garażu i czuje pustkę. Bo nie spotka się z sąsiadem (ostatnio tamten kupił sobie lepszą kosiarkę, jak on mógł?!), nie zadzwoni do przyjaciela (bo go nie ma - kiedy znaleźć czas na przyjaźń, skoro trzeba napełniać skarbonki), nie zje dobrego obiadu (nigdy

Rudość, szmaragdy i Kanada, czyli "Zawierucha w wielkim mieście" Krystyny Bartłomiejczyk

Obiecałam sobie, że wszystkie recenzje przeczytanych jesienią książek będę pisać na świeżo, tuż po przeczytaniu, choćbym miała wstawać w środku nocy z miękkiego, pachnącego zachęcająco snem łóżka. Odhaczamy numer 1/2017. Tytuł: "Zawierucha w wielkim mieście" Autor: Krystyna Bartłomiejczyk Wydawnictwo: Prozami Premiera: 23 lutego 2016 Stron: ponad 300 Fabuła: Zawierucha to słowo użyte dość przewrotnie, gdyż jest to nazwisko głównej bohaterki - zawadiackiego rudzielca o szmaragdowych oczach, który potrafi zdenerwować czytelnika o spokojnym usposobieniu i pogodnym nastawieniu do świata. Olga, bo tak ma na imię owo rude zjawisko, idzie przez życie niczym huragan, gmatwając losy wszystkich dookoła. Gdy w końcu zdaje sobie z tego sprawę, chce wywiesić białą flagę, odizolować się od ludzi i spędzić resztę życia za drzwiami swojego domu, ale na szczęście tego nie robi. Wpada na zgoła inny pomysł i tu zaczyna się wątek wielkomiejski. Myślicie, że wielkie miasto nie

Pudełko z kosmetykami, czyli miły kociak w pięknym worku

Uwielbiam, gdy coś wywołuje we mnie skrajne emocje i właśnie tak jest z pudełkami z kosmetykami. Raz je kocham, raz wręcz przeciwnie. Raz wyczekuję kuriera z duszą na ramieniu i taką ekscytacją, jak bym czekała na przesyłkę z własną suknią ślubną, a drugi raz irytuje się, że znów przyjdzie nie w porę, bo przecież jestem w pracy. Raz otwieram pudełko i jestem w szoku, że ktoś zna mnie tak dobrze, a innym razem połowę kosmetyków oddaję przyjaciółkom. Jednak w ogólnym rozrachunku do tej pory nie wyzbyłam się miłości do kosmetycznych niespodzianek, więc raczej jednak bardziej je kocham niż nienawidzę ;) Rozpoczęło się niewinnie, od jednego pudełka beGlossy. Później szukałam szczęścia ręka w rękę z Shinyboxem, aż trafiłam na Naturalnie z pudełka i już miałam trzy drogowskazy zamiast jednego i co miesiąc dylemat, na co się zdecydować. Do teraz to trudniejsze niż może Wam się wydawać. Kto nigdy nie próbował, ten nie wie, o czym mówię ;) Co prawda do teraz nie zdecydowałam się na s

Dokąd tupta nocą jeż - a Wy co będziecie robić jesienią?

Jak większość z Was uwielbiam snuć plany, gdy zbliżam się do jakiegoś przełomowego momentu w życiu. Takim momentem jest też oczywiście zmiana pory roku. Tym bardziej, jeśli to zmiana z lata na jesień, która zazwyczaj kojarzy się z chandrą, melancholią i smutkiem w głowie. Plany planami, ja postanowiłam zacząć od działań. Na swojej liście wiosennego wyposażenia mam: a) gruby ciepły koc z Ikei (model, na który było mnie stać w Szwajcarii (czyt. "wygląda jak stara ścierka" - słowa lubego) b) herbaty ziołowe wszelkiego typu, grubości liścia i kalibru owocu c) kakao - dużo. d) zapas książek - znalazłam sklep internetowy, który sprzedaje ebooki po bardzo przystępnych cenach (wystarczy zaczekać, aż znikną z najnowszych fotek na Instagramie). Uwaga - zamierzam Wam zapewniać recenzję każdej przeczytanej pozycji :) e) żelki, pierniczki, ciasteczka - dużo. Odhaczyłam 5 pozycji. Tyle wystarczy. 5 to ładna okrągła cyfra. Z taką 5 przetrwamy jesień. Piona!

Wartość Twojego czasu, wartość Twojej pracy, czyli... Twoja wartość

Kiedyś myślałam, że robienie wielu rzeczy dla pożytku publicznego za darmo to przejaw dobrego serca. Nie mam tu na myśli akcji charytatywnych. To post o zajęciach ściśle przypominających pracę zarobkową, a nie post o niesieniu pomocy innym. Rozumiecie, takie działanie łudząco podobne do pracy zawodowej, ale pro publico bono, wypływające z naszych dobrych chęci, takie przysługi dla znajomych. Nie mylił się ten, który kiedyś ukuł słynne zdanie o dobrych chęciach. Wiadomo, co jest nimi wybrukowane. Również w tym przypadku ta zasada się potwierdza. Miałam w zwyczaju zaniżanie wartości swojej pracy lub traktowanie jej jako bezcenną - dosłownie. Godzin spędzonych przed komputerem podczas wykonywania pracy dla kogoś za darmo też trochę by się uzbierało. Pomyślicie - jaka ona głupia. Ja wtedy myślałam - jakie ja mam dobre serce. Jakie były moje spostrzeżenia, gdy pracowałam dla innych za darmo? 1. Dopóki Ty nie cenisz swojego czasu, inni też nie będą go cenić. 2. Jeśli Ty nie ce