Przejdź do głównej zawartości

Wartość Twojego czasu, wartość Twojej pracy, czyli... Twoja wartość

Kiedyś myślałam, że robienie wielu rzeczy dla pożytku publicznego za darmo to przejaw dobrego serca. Nie mam tu na myśli akcji charytatywnych. To post o zajęciach ściśle przypominających pracę zarobkową, a nie post o niesieniu pomocy innym.

Rozumiecie, takie działanie łudząco podobne do pracy zawodowej, ale pro publico bono, wypływające z naszych dobrych chęci, takie przysługi dla znajomych. Nie mylił się ten, który kiedyś ukuł słynne zdanie o dobrych chęciach. Wiadomo, co jest nimi wybrukowane. Również w tym przypadku ta zasada się potwierdza.

Miałam w zwyczaju zaniżanie wartości swojej pracy lub traktowanie jej jako bezcenną - dosłownie. Godzin spędzonych przed komputerem podczas wykonywania pracy dla kogoś za darmo też trochę by się uzbierało. Pomyślicie - jaka ona głupia. Ja wtedy myślałam - jakie ja mam dobre serce.


Jakie były moje spostrzeżenia, gdy pracowałam dla innych za darmo?

1. Dopóki Ty nie cenisz swojego czasu, inni też nie będą go cenić.

2. Jeśli Ty nie cenisz swojej pracy, inni też nie będą jej cenić i chętnie na tym skorzystają.



3. Wykonywanie pracy za darmo wcale nie przekłada się na to, że ktoś bardziej Cię polubi.

4. Wykonywanie pracy za darmo nie przełoży się na Twój wizerunek jako profesjonalistki (często wręcz przeciwnie).

5. Brak funduszy z wykonywanej pracy oznacza brak środków, aby dalej się rozwijać.

6. Brak rozwoju oznacza stanie w miejscu, gdy konkurencja ściga się na swoich turborowerach trzy kilometry przed Tobą, zahaczając po drodze kolejne szkolenia.

7. Widok konkurencji daleko przed Tobą sprawia, że chęci udoskonalania zupełnie z Ciebie wyparowują.

8. Brak chęci do rozwoju może w linii prostej prowadzić do obniżenia samooceny.

9. Mając niską samoocenę nigdy nie wycenisz swojej pracy adekwatnie do wysiłku, jaki w nią wkładasz.

10. W końcu znów zorientujesz się, że robisz coś po kosztach, jeśli nie za darmo.



Jakie wnioski wysnułam?

1. Przeliczaj pracę na godziny.

2. Każdą godzinę wyceniaj zgodnie z wysiłkiem, jaki w nią wkładasz - fizyczny, kreatywny - pamiętaj, że Twoje pomysły mogą być bardzo wartościowe.

3. Nie zaniżaj i nie zawyżaj stawek. To bardzo ważne. Bądź uczciwa w wycenianiu swojej pracy. Wierz mi, że za jakiś czas sama się zdziwisz, jak dużo ludzie są w stanie Ci zapłacić za godzinę Twojej pracy.

4. Stale się rozwijaj. Szukaj, czytaj, obserwuj, podglądaj, pytaj, daj się zainspirować. Nigdy nie osiadaj na laurach.

5. Nie bój się rozmawiać o pieniądzach.

6. Bądź w stu procentach profesjonalna w tym, co robisz. Nie wykonuj zadań "po łebkach", nie marnuj czasu na siedzenie bez celu.

7. Rób sobie przerwy. To tak ważne jak oddychanie i tak samo często, jak zapominamy, że oddychamy, tak samo często zapominamy o wartościowych przerwach. PS przerwa to nie jest wycieczka po mediach społecznościowych ani wlewanie w siebie hektolitrów kawy i palenie papierosów przed budynkiem biura.

8. Weekend jest weekendem. Zapomnij o pracy. Żadnego sprawdzania skrzynki, rozmyślania o poniedziałku. Zaplanuj wszystko tak, abyś miała co najmniej 2 dni wolne - dla siebie, dla partnera, dla rodziny. Jeśli się nie da - być może masz za dużo na głowie?

9. Otaczaj się pozytywnymi i inspirującymi ludźmi. Przeanalizuj ich drogę do sukcesu, dużo z nimi rozmawiaj i spędzaj z nimi czas. Pomału odcinaj się od ludzi, którzy demotywują, narzekają, marudzą i spotkania z nimi wpędzają Cię w gorszy nastrój.

10. Przestań zwlekać. Jeśli masz na horyzoncie świetną propozycję, to nie czekaj, aż do Ciebie przyjdzie, tylko wsiadaj na rower i do niej jedź, zanim ktoś Ci ją zwinie sprzed nosa. A jak już ją dorwiesz, zajmij się pracą natychmiast. Odwlekanie to marnowanie swojej produktywności.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gruba kreska

Przeczytałam ostatnie trzy wpisy na blogu. Zadziwia mnie, jak bardzo od tego czasu ewoluowałam. Dziwię się, że mój styl pisania sprzed roku wprawia mnie w takie zakłopotanie. Bo to jakby nie moje palce stukały w klawiaturę. Dzisiaj rysuję tutaj grubą kreskę. Moje myśli chcą znaleźć ujście. Moje palce chcą stukać w klawisze. Upieczemy dwie pieczenie przy jednym ogniu. Czasu na pisanie (i myślenie) mamy teraz pod dostatkiem.

Torebkowe must have - książka? Naprawdę? "Don't sweat the small stuff" (Richard Carlson)

Podobno są takie książki, które trudno oddać do biblioteki, sprzedać, pożyczyć komuś do przeczytania. Ja właśnie taką skończyłam dzisiaj czytać. Zupełnie się nie spodziewałam, że to właśnie ta pozycja będzie pasowała do powyższego opisu. Raczej nastawiłam się na kolejny poradnik z bzdurami i banałami. A tu proszę, niespodzianka. Mowa o: Byłam przekonana, że rzucę ją równie szybko, jak po nią sięgnęłam, a prawda jest taka, że nie mogłam się doczekać, kiedy znów zacznę czytać. Czytałam w oryginale i uważam, że warto sięgnąć właśnie po wersję po angielsku. Język nie jest zbyt skomplikowany i czyta się bardzo dobrze. Książka zawiera 100 podrozdziałów, z których każdy opowiada o czymś, na co warto zwrócić uwagę, jeśli chcemy mieć łatwiej w życiu. Łatwiej pod każdym względem - w relacjach, w pracy, w społeczeństwie. Autor nie owija w bawełnę, nie tworzy przydługawych akapitów, żeby zwiększyć objętość książki. Każde słowo jest na miejscu i jest potrzebne. To nie jest ksią...

"Dziewczyna z pociągu" by Paula Hawkins

Tak, pamiętam, gdy wystawy księgarń były zastawione w egzemplarzach tej książki. Całkiem dawne czasu to były. Wtedy jeszcze nie miałam czasu, żeby czytać dla przyjemności. Wróć - czas miałam, ale nie przeznaczałam go na czytanie dla przyjemności, bo moja lista priorytetów miała na górze inne pozycje. Na szczęście z wiekiem człowiek idzie po rozum do głowy i krok po kroku te priorytety przestawia. Dzięki temu ostatnio sięgnęłam właśnie po "Dziewczynę z pociągu", bo naczytałam się ochów, achów i, jak to ja, musiałam sprawdzić, czy są słuszne i nie na wyrost. Czytanie rozpoczęłam w piątek wieczorem. Postanowiłam zacząć od 1-2 rozdziałów. Przeczytałam spokojnie i nie powiem, żebym nie mogła się oderwać. "Książka, jak książka" - pomyślałam - "nic nadzwyczaj trzymającego w napięciu". Zostawiłam więc lekturę na sobotę. Od rana, strona po stronie, rozdział po rozdziale zostałam wciągnięta w fabułę. Czytanie książek z kryminalnym motywem ani trochę do mni...