Przejdź do głównej zawartości

Dokąd tak biegniesz?

Często zadajecie sobie pytanie z tytułu? Ja prawie nigdy.



Posiłki jem w pośpiechu. Z przyzwyczajenia.

Makijaż zmywam w pośpiechu. Bo przecież trzeba szybko iść spać.

Kąpię się w mig. Wszak uciekają mi minuty snu!

Na autobus biegnę z wywieszonym językiem, choć następny będzie za 7 minut. Bo tak.

Na maile odpisuję najszybciej, jak się da. Bo przecież ktoś czeka na odpowiedź!

Książki pożeram w błyskawicznym tempie. Tyle ich jeszcze do przeczytania!

Herbatę dopijam duszkiem. Już trzeba wychodzić/odpisać/czytać/sprzątać..

Zmywarkę ładuję w kilka minut. Bo nie lubię tego robić ;)


Jakiś czas temu diametralnie zmienił się mój tryb życia i już w zasadzie nie mam powodu, żeby tak pędzić, a jednak stare nawyki mnie ku temu pchają. Jem, śpię i żyję w pogoni za wskazówką zegarka.

Ostatnio przeczytałam gdzieś zdanie - po co się tak spieszysz, przecież wiesz, co jest na końcu. Czy to nie jest racja?
To zdanie uświadomiło mi jak żadne inne do tej pory, że życie nie polega na gonitwie, biegu, zadyszce. To dla mnie dość odkrywcze, bo nigdy bym nie pomyślała, że jestem zabieganą osobą, dopóki się sobie uważniej nie przyjrzałam. Wystarczy co jakiś czas podczas wykonywania codziennych czynności zwrócić uwagę na tempo, w jakim je wykonujemy. Dla mnie to był szok. Biegłam z buzią pełną bułki do drzwi, zmywarkę ładowałam popijając herbatę, odpisywałam na jednego maila, czytając kolejne. Czy zdawałam sobie z tego sprawę? Absolutnie nie.

Co w związku z tym?
Codziennie próbuję sobie przypominać o tym zdaniu i mądrości, która z niego płynie. Bardziej przyglądam się sobie i swojej codzienności. Wyłapuję jeszcze mnóstwo momentów biegu do utraty tchu. Czasem nawet dosłownie. I bardzo, bardzo chcę nad tym popracować.



Chciałabym:
- delektować się smakiem herbaty od pierwszego do ostatniego (spokojnego!) łyka
- pozwolić sobie na dłuższą kąpiel bez obmyślania planu ratowania rzeczywistości i dnia jutrzejszego i bezmyślnego wcierania balsamu w te same miejsca, bo się zamyśliłam
- przygotowywać posiłki w spokoju, czerpiąc z tego pokłady radości - ja to naprawdę lubię! Dopóki robię to wolno i z uwagą, to to jedno z moich ulubionych zajęć (a jestem totalnym kulinarnym beztalenciem)
- piec ciasta, babeczki, słodkości z miłością i bez stresu, że nie wyjdą (no i co z tego, że nie wyjdą?! przecież istnieją cukiernie!)
- pracować w określonych godzinach i nie myśleć o pracy poza tymi przedziałami czasowymi (choć nadal się boję, że świat się zawali, gdy nie zareaguję na coś natychmiast - perfekcjonizm i pracoholizm to takie moje zaleto-wady)
- spać spokojniej (kłaść się i budzić z głową pełną wdzięczności i harmonii, a nie stresów, obaw, trudnych zadań, które przede mną)

I wiele, wiele innych...

Nie można chyba pracować nad wszystkimi tymi punktami jednocześnie, ale ja czuję ogromną potrzebę zredukowania stresu, który mi towarzyszy na co dzień. Chyba trzeba sobie najpierw uświadomić, że nie jest się pępkiem świata i świat nie kręci się wokół nas i wcale wszyscy na nas nie patrząc, czekając, aż się potkniemy. Wtedy robimy pierwszy krok ku odpuszczeniu sobie pewnych spraw. Nie mam jeszcze gotowego planu na to, jak ograniczyć swój stres i potrzebę kontrolowania wszystkiego samodzielnie, ale wiem, że chcę nad tym pracować. I będę. Bo przecież życie mamy jedno, więc po co przez nie biec z wywieszonym językiem i podskakiwać na myśl o każdym wyzwaniu, które nas czeka? To samo w sobie jest już tak bezsensowne, że aż niemożliwe, że ludzie świadomie tak żyją. W tym oczywiście ja. Z pełną premedytacją.

Dziwny jest teeeen świaaaaat...



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gruba kreska

Przeczytałam ostatnie trzy wpisy na blogu. Zadziwia mnie, jak bardzo od tego czasu ewoluowałam. Dziwię się, że mój styl pisania sprzed roku wprawia mnie w takie zakłopotanie. Bo to jakby nie moje palce stukały w klawiaturę. Dzisiaj rysuję tutaj grubą kreskę. Moje myśli chcą znaleźć ujście. Moje palce chcą stukać w klawisze. Upieczemy dwie pieczenie przy jednym ogniu. Czasu na pisanie (i myślenie) mamy teraz pod dostatkiem.

Torebkowe must have - książka? Naprawdę? "Don't sweat the small stuff" (Richard Carlson)

Podobno są takie książki, które trudno oddać do biblioteki, sprzedać, pożyczyć komuś do przeczytania. Ja właśnie taką skończyłam dzisiaj czytać. Zupełnie się nie spodziewałam, że to właśnie ta pozycja będzie pasowała do powyższego opisu. Raczej nastawiłam się na kolejny poradnik z bzdurami i banałami. A tu proszę, niespodzianka. Mowa o: Byłam przekonana, że rzucę ją równie szybko, jak po nią sięgnęłam, a prawda jest taka, że nie mogłam się doczekać, kiedy znów zacznę czytać. Czytałam w oryginale i uważam, że warto sięgnąć właśnie po wersję po angielsku. Język nie jest zbyt skomplikowany i czyta się bardzo dobrze. Książka zawiera 100 podrozdziałów, z których każdy opowiada o czymś, na co warto zwrócić uwagę, jeśli chcemy mieć łatwiej w życiu. Łatwiej pod każdym względem - w relacjach, w pracy, w społeczeństwie. Autor nie owija w bawełnę, nie tworzy przydługawych akapitów, żeby zwiększyć objętość książki. Każde słowo jest na miejscu i jest potrzebne. To nie jest ksią...

"Dziewczyna z pociągu" by Paula Hawkins

Tak, pamiętam, gdy wystawy księgarń były zastawione w egzemplarzach tej książki. Całkiem dawne czasu to były. Wtedy jeszcze nie miałam czasu, żeby czytać dla przyjemności. Wróć - czas miałam, ale nie przeznaczałam go na czytanie dla przyjemności, bo moja lista priorytetów miała na górze inne pozycje. Na szczęście z wiekiem człowiek idzie po rozum do głowy i krok po kroku te priorytety przestawia. Dzięki temu ostatnio sięgnęłam właśnie po "Dziewczynę z pociągu", bo naczytałam się ochów, achów i, jak to ja, musiałam sprawdzić, czy są słuszne i nie na wyrost. Czytanie rozpoczęłam w piątek wieczorem. Postanowiłam zacząć od 1-2 rozdziałów. Przeczytałam spokojnie i nie powiem, żebym nie mogła się oderwać. "Książka, jak książka" - pomyślałam - "nic nadzwyczaj trzymającego w napięciu". Zostawiłam więc lekturę na sobotę. Od rana, strona po stronie, rozdział po rozdziale zostałam wciągnięta w fabułę. Czytanie książek z kryminalnym motywem ani trochę do mni...