Przejdź do głównej zawartości

ByleJAKOŚĆ

Jeśli stojąc włożysz do ust kostkę czekolady i zapijesz ją łykiem gorącej wody, to tak jakby właśnie wypiłaś gorącą czekoladę, prawda?






Ostatnio często godzę się na taką bylejakość właśnie. Byle szybciej, byle dalej, byle z głowy. Czy ja naprawdę chcę mieć wypicie herbaty/gorącej czekolady z głowy? Odhaczyć i pójść dalej? Wiecie co, może i chcę?

Tłumaczę się brakiem czasu, nawałem obowiązków. Niedługo kataklizmy w odległej galaktyce uniemożliwią mi zjedzenie obiadu. "Bo przecież tam jest gwiezdna burza, zatem jak ja mogę tutaj spokojnie jeść te ziemniaki?!" Zawsze znajdzie się dobra wymówka, żeby zamiast kolacji zjeść pierniki. "Przecież to pranie samo się nie poskłada!", "Nie wiem, co mam zjeść, nic nie ma w tej lodówce, za dużo roboty z tym włączaniem piekarnika!"

Dni coraz bardziej zaczynają przypominać stronę z kalendarza z okienkami do odhaczania.

  • matko, ale wcześnie, czy ja naprawdę muszę już wstać?
  • śniadanie lub cokolwiek, co można zjeść
  • drzemka, Instagram albo Youtube, w każdym razie lenistwo
  • obiad lub cokolwiek, co można zjeść
  • zbijanie bąków, rozglądanie się po mieszkaniu smętnym wzrokiem ("Matko, ile roboty!")
  • kolacja lub cokolwiek, co można zjeść
  • czy to już pora do łóżka? ("Matko, ile roboty! Jutro to ogarnę!")
Jak się domyślacie, kolejny dzień wygląda tak samo i o żadnym ogarnianiu zazwyczaj nie ma mowy. 

Tym sposobem myję płytę kuchenną od miesiąca. Przecież i tak się zaraz zabrudzi, no nie?


Przytłacza mnie chyba głównie nadmiar wszystkiego. Pełne szafy, ciągła sterta prania, zmywania. To zdaje się nie mieć końca. Dokładnie tak jak wymówki.

Teraz powinien się pojawić motywujący akapit typu "Ale z tym koniec, od dzisiaj nie marudzę, tylko zabieram się za robotę!" Ale takiego akapitu tu nie będzie. Takich akapitów na papierze, pikselowych, w głowie było już bardzo dużo i żaden się nie ziścił.


Tak naprawdę nie wiem, czy uda mi się wyjść z tego zamkniętego układu. Tkwię w nim, bo mi tutaj dobrze. Ciepło, Youtubik sobie brzęczy, brzuszek pełen cukru. A że głowa marudzi - no od czegoś ta głowa być musi, skoro już ją mam.

I tym optymistycznym akcentem wznawiam swoją działalność na blogu. Do pisania nie trzeba mnie bowiem namawiać.


Take care :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ranne ptaszki

Słowo „ranne” ma dwa znaczenia, prawda? Przypadek? Nie sądzę ;) Latorośle mają to do siebie, że czasem budzą nas o dziwnych porach. Zazwyczaj nie jest to jednak 13, tylko np. 5 rano. Dzisiaj była to 5:54. Gdy latorośl zdecyduje jednak, że to tylko próbny alarm i wraca do łóżka spać, to ja wtedy mam dylemat. Wyjścia są dwa: 1)     jak najszybciej wtulić głowę z powrotem w poduszkę i próbować zasnąć (z reguły kończy się to zaśnięciem, któremu towarzyszą koszmary, np. ostatnio gryzł mnie krokodyl w takim porannym śnie). A gdy już faktycznie się znów obudzimy po, tym razem, prawdziwym alarmie latorośli (zapewne przed 7), to jestem najbardziej niewyspanym człowiekiem świata 2)     jest jeszcze drugie wyjście - wstajemy! I tak już jestem rozbudzona, więc wielkiej krzywdy nie ma, jednak po rachunku godzin snu, którego pospiesznie dokonuję na palcach jednej ręki, wydaje mi się, że to trochę głupie nie dać sobie jeszcze 37 minut więcej (nawet jeśli z koszmarami) Dzisiaj wybr

Zawsze jest coś do roboty! Prawda? :)

Bardzo mnie zainspirował ostatni felieton Szymona Majewskiego dla "Zwierciadła". Majewski porusza w nim kwestię "bezsprawia", czyli stanu, w którym zrobiliśmy już wszystko, co mieliśmy do zrobienia i możemy w końcu oddać się... niczemu. W jakim tonie się wypowiada? Otóż informuje czytelnika uprzejmie, że "bezsprawie" nie istnieje. Szuka go bowiem od kilkudziesięciu lat i ZAWSZE jest jeszcze coś, co trzeba zrobić. Czasem już wydawałoby się, że jesteśmy krok od "bezsprawia", a tu nagle zza rogu wyłania się kolejna rzecz do zrobienia/kupienia/czy choćby myślenia o niej. Dawno żaden felieton nie został w mojej świadomości na tak długo i nie myślałam o nim tak intensywnie jak w przypadku tej strony A4. To była naprawdę jedna z najbardziej wartościowych stron A4, jakie przeczytałam. Moja miłość do "Zwierciadła" znów zakwitła. Dochodzę do wniosku, że wniosek Majewskiego jest trafny i że ja też, mimo usilnych starań takiego "bezspraw