Przejdź do głównej zawartości

Rudość, szmaragdy i Kanada, czyli "Zawierucha w wielkim mieście" Krystyny Bartłomiejczyk

Obiecałam sobie, że wszystkie recenzje przeczytanych jesienią książek będę pisać na świeżo, tuż po przeczytaniu, choćbym miała wstawać w środku nocy z miękkiego, pachnącego zachęcająco snem łóżka.

Odhaczamy numer 1/2017.

Zawierucha w wielkim mieście - Ebook (Książka EPUB) do pobrania w formacie EPUB


Tytuł: "Zawierucha w wielkim mieście"
Autor: Krystyna Bartłomiejczyk
Wydawnictwo: Prozami
Premiera: 23 lutego 2016
Stron: ponad 300

Fabuła:
Zawierucha to słowo użyte dość przewrotnie, gdyż jest to nazwisko głównej bohaterki - zawadiackiego rudzielca o szmaragdowych oczach, który potrafi zdenerwować czytelnika o spokojnym usposobieniu i pogodnym nastawieniu do świata. Olga, bo tak ma na imię owo rude zjawisko, idzie przez życie niczym huragan, gmatwając losy wszystkich dookoła. Gdy w końcu zdaje sobie z tego sprawę, chce wywiesić białą flagę, odizolować się od ludzi i spędzić resztę życia za drzwiami swojego domu, ale na szczęście tego nie robi. Wpada na zgoła inny pomysł i tu zaczyna się wątek wielkomiejski. Myślicie, że wielkie miasto nie musi się jej obawiać? Jesteście w błędzie. Rudego huraganu raczej nikt i nic nie powstrzyma. A może jednak...?

Jak się czytało:
Początek nie wróżył dobrze. Powieść zaczynała się jak typowe romansidło z perypetiami głównej bohaterki na pierwszym planie. Pojawiały się co rusz nowe postaci, które wywoływały u mnie konsternację, gdyż nie byłam pewna kim są. Decydowałam się jednak na dalsze czytanie i po jakimś czasie odnajdowałam się w labiryncie imion. Od połowy książka zaczęła mnie wciągać, a rudzielca coraz bardziej lubiłam. Pojawienie się pewnej wamp-stewardessy okazało się solidną szczyptą pieprzu dodaną do fabuły. Wątki zaczęły się przeplatać, postaci lepiej zarysowywać, a fabuła coraz bardziej gmatwać (a to niewątpliwy plus w tym przypadku). Od tego momentu czytałam już z przerwami tylko na posiłki i tym sposobem skończyłam całość w trzy dni.

Czy polecam:
Jeśli ktoś chce się oderwać od swojej rzeczywistości, to zdecydowanie tak. Dobra, lekka, momentami zabawna lektura na jesienne wieczory. Rudy też idealnie wpisuje się w kolorystykę nadchodzących miesięcy. Jeśli znudzi Was początek, czytajcie dalej. Ja uważam, że warto.

Ogólna ocena:
8/10 

(Zdjęcie pochodzi ze strony virtualo.pl)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ranne ptaszki

Słowo „ranne” ma dwa znaczenia, prawda? Przypadek? Nie sądzę ;) Latorośle mają to do siebie, że czasem budzą nas o dziwnych porach. Zazwyczaj nie jest to jednak 13, tylko np. 5 rano. Dzisiaj była to 5:54. Gdy latorośl zdecyduje jednak, że to tylko próbny alarm i wraca do łóżka spać, to ja wtedy mam dylemat. Wyjścia są dwa: 1)     jak najszybciej wtulić głowę z powrotem w poduszkę i próbować zasnąć (z reguły kończy się to zaśnięciem, któremu towarzyszą koszmary, np. ostatnio gryzł mnie krokodyl w takim porannym śnie). A gdy już faktycznie się znów obudzimy po, tym razem, prawdziwym alarmie latorośli (zapewne przed 7), to jestem najbardziej niewyspanym człowiekiem świata 2)     jest jeszcze drugie wyjście - wstajemy! I tak już jestem rozbudzona, więc wielkiej krzywdy nie ma, jednak po rachunku godzin snu, którego pospiesznie dokonuję na palcach jednej ręki, wydaje mi się, że to trochę głupie nie dać sobie jeszcze 37 minut więcej (nawet jeśli z koszmarami) Dzisiaj wybr

Zawsze jest coś do roboty! Prawda? :)

Bardzo mnie zainspirował ostatni felieton Szymona Majewskiego dla "Zwierciadła". Majewski porusza w nim kwestię "bezsprawia", czyli stanu, w którym zrobiliśmy już wszystko, co mieliśmy do zrobienia i możemy w końcu oddać się... niczemu. W jakim tonie się wypowiada? Otóż informuje czytelnika uprzejmie, że "bezsprawie" nie istnieje. Szuka go bowiem od kilkudziesięciu lat i ZAWSZE jest jeszcze coś, co trzeba zrobić. Czasem już wydawałoby się, że jesteśmy krok od "bezsprawia", a tu nagle zza rogu wyłania się kolejna rzecz do zrobienia/kupienia/czy choćby myślenia o niej. Dawno żaden felieton nie został w mojej świadomości na tak długo i nie myślałam o nim tak intensywnie jak w przypadku tej strony A4. To była naprawdę jedna z najbardziej wartościowych stron A4, jakie przeczytałam. Moja miłość do "Zwierciadła" znów zakwitła. Dochodzę do wniosku, że wniosek Majewskiego jest trafny i że ja też, mimo usilnych starań takiego "bezspraw

ByleJAKOŚĆ

Jeśli stojąc włożysz do ust kostkę czekolady i zapijesz ją łykiem gorącej wody, to tak jakby właśnie wypiłaś gorącą czekoladę, prawda? Ostatnio często godzę się na taką bylejakość właśnie. Byle szybciej, byle dalej, byle z głowy. Czy ja naprawdę chcę mieć wypicie herbaty/gorącej czekolady z głowy? Odhaczyć i pójść dalej? Wiecie co, może i chcę? Tłumaczę się brakiem czasu, nawałem obowiązków. Niedługo kataklizmy w odległej galaktyce uniemożliwią mi zjedzenie obiadu. "Bo przecież tam jest gwiezdna burza, zatem jak ja mogę tutaj spokojnie jeść te ziemniaki?!" Zawsze znajdzie się dobra wymówka, żeby zamiast kolacji zjeść pierniki. "Przecież to pranie samo się nie poskłada!", "Nie wiem, co mam zjeść, nic nie ma w tej lodówce, za dużo roboty z tym włączaniem piekarnika!" Dni coraz bardziej zaczynają przypominać stronę z kalendarza z okienkami do odhaczania. matko, ale wcześnie, czy ja naprawdę muszę już wstać? śniadanie lub cokolwiek, co mo